Recenzje

7. Łużycka Dywizja Desantowa (1963-1986)

3 cze , 2015  

Muszę przyznać, że ta książka sprawiła mi ogromną radość i to z kilku powodów. Moje pierwsze doświadczenie z wojskiem polegało na obserwacji saperów budujących przeprawę – most pontonowy przez Wisłę Śmiałą albo Przekop Wisły (tego już niestety nie mogę zweryfikować). Następnie mostem tym przejechały czołgi, jak przypuszczam T-55. W szkole podstawowej na gdańskiej Oruni pamiętam występ żołnierzy „Niebieskich Beretów”, których mój Ojciec nazywał „komandosami błotnymi” – faktycznie dali niezły pokaz sprawności! Po ukończonych studniach trafiłem zaś najpierw do Szkoły Oficerskiej im. Tadeusza Kościuszki we Wrocławiu, a następnie – na praktykę „dowódczą” – do 1. Brygady Obrony Terytorialnej w Gdańsku. Trzon kadry oficerskiej tej jednostki wywodził się wprost z 7. Dywizji Desantowej, szczególnie z 35. Pułku Desantowego, który stacjonował w tych samych koszarach przy ul. Słowackiego w Gdańsku, co „moja” Brygada. Zupełnie na marginesie dodam tylko, że wcześniej użytkowali te koszary „Huzarzy Śmierci”, czyli 2. Leib-Husaren-Regiment Königin Victoria von Preußen Nr 2 (warto o tym pamiętać, mijając osiedle Garnizon). w 1. Brygadzie OT miałem przyjemność poznać także jednego ze współautorów książki.

Omawiana pozycja stanowi cenną lekturę dla osób, które są zainteresowane historią Wojska Polskiego. Zwracam przy tym uwagę, że działania desantowe, po faktycznej likwidacji „Niebieskich Beretów” zostały odłożone do lamusa w polskiej armii. Sam tego doświadczyłem, przygotowując referat podczas zajęć w WSO we Wrocławiu. W oparciu o Regulamin Wojsk Lądowych miałem przedstawić tematykę działań desantowych. Morskich operacji desantowych już niestety nie przewidywano w tamtym czasie. Pozostaje mi żałować, że oprócz wspomnianego Regulaminu i własnej wiedzy, nie miałem pod ręką książki, której dotyczy niniejszy wpis…

Autorzy przedstawiają historię 7. Dywizji Desantowej w dość przystępny sposób, prezentując ją w szerszym kontekście. Znajdziemy więc w książce przedstawienie wybrzeża, jako teatru działań wojennych, następnie omówiono miejsce Dywizji w planach i dokumentach Układu Warszawskiego, a także – w węższym zakresie – w systemie obrony polskiego wybrzeża. Przestawiono także niezrealizowane plany i koncepcje rozwoju wojsk desantowych. Walorem książki jest także przedstawienie miejsca operacji desantowych w polskiej myśli wojskowej do II Wojny Światowej, a także omówienie istniejących koncepcji operacji desantowych na tle historycznych operacji (m.in. Inchon). Niewątpliwie ciekawą częścią jest rozdział traktujący o koncepcji wykorzystania granicznych oddziałów samoobrony Wojsk Ochrony Pogranicza w ochronie granic Polski. Wartymi wzmianki są wspomnienia żołnierzy, którzy służyli w 7. Dywizji. Do tego mamy do dyspozycji materiały źródłowe, zbiory fotograficzne i archiwalne – fotografie są kiepskiej jakości, jednak pozostałe elementy powinny ucieszyć każdego pasjonata. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że jeden ze współautorów książki, kpt. rez. dr Wojciech Mazurek od jakiegoś czasu publikuje materiały dotyczące wojsk desantowych w magazynie Morza Statki i Okręty.

Wróćmy na koniec do kwestii operacji desantowych, Regulaminu Wojsk Lądowych i likwidacji „Niebieskich Beretów”. Wojska desantowe, piechota morska, są formacją ofensywną – niezależnie od tego, że można nazywać jednostki desantowe „obroną wybrzeża”, celem tej formacji jest atak. Takie były zadania tej formacji w czasie funkcjonowania Układu Warszawskiego – czego nie kryje omawiana książka. Nie dziwi mnie także rezygnacja przez Polskę z posiadania takiej jednostki, szczególnie w aspekcie odprężenia na arenie międzynarodowej na przełomie lat 80. i 90. XX wieku – autorzy przejawiają tutaj swego rodzaju rozdwojenie jaźni – z jednej bowiem strony sami przyznają, iż sprzęt Dywizji był mocno wyeksploatowany, a Państwa nie było po prostu stać na jego zastąpienie – z drugiej jednak wydaje się, że żałują decyzji podjętej w wyniku nacisków politycznych Danii.

Warto poświęcić chwilę i zastanowić się – po lekturze książki – nad sytuacją Królestwa Danii w czasie Zimnej Wojny. Nie stanowi tajemnicy, że celem ataku 7. Dywizji Desantowej było właśnie to państwo. Kadra Dywizji wspominała w rozmowach ze mną, że znali topografię wybrzeża Danii – mieli ją „małym paluszku”. Co więcej, autorzy nie kryją, że dla osiągnięcia realnej przewagi, atakujący planowali użycie broni jądrowej. Od jakiegoś czasu nie jest tajemnicą, że Ludowe Wojsko Polskie miało plany użycia takiej broni i było wyposażone w odpowiednie środki jej przenoszenia. W „Niebieskich Beretach” były to wyrzutnie taktycznych pocisków rakietowych Łuna, a następnie Łuna-M. Myślę, że Duńczykom mogło zależeć na osłabieniu zdolności ofensywnych naszej armii – szkoda jednak, że przy okazji zaprzepaszczono dorobek dwóch żołnierskich pokoleń i zupełnie zapomniano o możliwości prowadzenia operacji desantowych. Nieśmiałe próby z desantowaniem pojazdów Rosomak i BWP-1 z pokładów okrętów „transportowo-minowych” proj. 767 prowadzone już w XXI wieku pokazują, jak wiele kompetencji zostało zaprzepaszczonych.

Autorzy: Bogusław Pacek, Andrzej Polak, Wojciech Mazurek i inni
Wydawnistwo: Akademia Obrony Narodowej, Bellona

7 Dywizja

 

 



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *